Europa wspólnych wartości: Chrześcijańskie inspiracje w budowaniu zjednoczonej Europy
Prof. Władysław Bartoszewski: Patriotyzm ma swe źródło w miłości, i ku niej musi prowadzić.

Fragmenty wykładu wygłoszonego 26 września


Rzadko kiedy słyszy się tyle głośnych i hałaśliwych sformułowań na temat patriotyzmu, ile słyszymy ostatnio w naszej ojczyźnie, przez radio czy telewizję, przy transmisjach posiedzeń sejmu. Zdaje się, że nikt o niczym nie myśli, tylko o patriotyzmie i o ojczyźnie, aczkolwiek praktyka codzienności – łącznie z kryminalną – wskazuje, że niestety pojęcia zobowiązań wobec ojczyzny, państwa, są bardzo różnie pojmowane i interpretowane na co dzień, również i przez mandatariuszy zaufania, sądząc z ilości bardzo przykrych i upokarzających skandali, które w końcu w oczach świata naszej ojczyźnie – państwu, nie przynoszą jednoznacznej chwały. W różnych partiach i grupach pojawiają się drastyczne przykłady kompletnego lekceważenia interesu publicznego, czy nadużywania istniejących możliwości formalnych dla korzyści bardzo osobistej. Nie widzę możliwości pogodzenia takich postaw z patriotyzmem, wydaje mi się, że to jest w każdym przejawie, który występuje gdziekolwiek i pod jakimikolwiek literami partyjnymi, przejaw skrajnego anty-patriotyzmu, lekceważenia ojczyzny i rodaków, racji ojczyzny, interesów ojczyzny, jeżeli takie zjawiska amoralne występują.

Jeżeli mamy mówić w kategoriach wzniosłych, to oczywiście pojawia się pytanie – po pierwsze, co to jest patriotyzm i jak być patriotą, i czy to jest coś dobrego, czy coś złego (bo niektórzy i tak uważają). A po drugie, jak Europa zjednoczona nas ma widzieć, czym my mamy być w tej Europie? Myślę, że nie ma tu różnic miedzy poglądami ogółu osób na tej sali a nauczaniem Ojca Świętego, który postuluje dość wysokie oczekiwania wobec nas samych na co dzień, w różnych dziedzinach życia publicznego, społecznego, w ogóle duchowego, ale od najprostszych rzeczy poczynając.

Istnieje wiele nieporozumień nadal w Polsce i mediach, także posługujących się hasłami chrześcijańskimi, nawet katolickimi, na temat tego, co to jest patriotyzm, co patriotyzmem nie jest, co to jest nacjonalizm, jakie są jego granice itd. Spróbuję wyjść od tego porządkowego ułożenia spraw.
Czy słowa „patriotyzm” i „patriota” dzisiaj brzmią normalnie, czy trochę obco; czy może staromodnie; a może w ogóle nie mają one jednoznacznego odniesienia w myśleniu? Może mają dla starych ludzi, a dla młodych – jak twierdzą różne rankingi i opisy badań socjologów – nie bardzo są zrozumiałe; czy akceptując pojęcie patriotyzmu nie działamy na rzecz nacjonalizmu czy nawet szowinizmu albo ksenofobii? Niektórzy to imputują. Co za znaczenie może mieć dla nas w dzisiejszym świecie, szczególnie w Europie początku XXI w., pojęcie patriotyzmu – jaką pozycję w wychowaniu i myśleniu może albo powinna, bądź nie powinna zajmować w naszym społeczeństwie współczesnym tradycja i świadomość historyczna? Akurat ostatnio byliśmy wszyscy poddawani poniekąd automatycznie, medialnie refleksji na temat historii, w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Będą kolejne. Będziemy świadkami strumienia informacji, nacisku, opinii. Ktokolwiek włączy radio, telewizję, kupi gazetę, będzie się z tym stykał i to w najbliższych miesiącach nabiera szczególnej intensywności, bo tak już jest w naszych obyczajach, że nie-okrągłe rocznice obchodzi się w bardzo ścisłym gronie rodzinnym.

Czy patriotyzm może mieć dla narodów i krajów Starego Kontynentu jakikolwiek sens i przydatność? Jeżeli mamy odpowiedzieć jako-tako logicznie na tak postawione pytanie, to musimy przede wszystkim rozgraniczyć pojęcia patriotyzmu i nacjonalizmu. Zwycięstwo nacjonalizmu dokonało się w Europie Środkowej przed sześćdziesięciu kilku laty. Nie byłoby ono możliwe, gdyby niemieckie poczucie narodowe nie przekształciło się w pseudo-religijną postawę opartą na fałszywym, pogańskim przekonaniu o szczególnej misji narodu niemieckiego, jednego narodu, dlatego że jest niemiecki. To była quasi-religia, i nie jest przypadkiem, że rozwojowi narodowego socjalizmu towarzyszył ucisk ludzi religijnych aktywnie, i że wśród więźniów Dachau, zanim II wojna światowa wybuchła, zaczęli się pojawiać duchowni katoliccy i ewangeliccy, ponieważ oni byli alternatywą. Oni głosili prawdę religijną, a ta religia nie była pożądana. Ze względów taktycznych nie było w samych Niemczech otwartej walki z religią, ale była walka z religią i to jest dowodem, że próbowano traktować ideologię państwową jedynej partii rządzącej jako rodzaj quasi-religii, czyli katalogu norm, wartości. To było u podstaw tego szowinizmu, którego skutki odczuło setki milionów ludzi w następnych latach w Europie. Nacjonalizm niemiecki wtedy stał się więc anty-chrześcijańską i antyhumanistyczną herezją, która w gruncie rzeczy streszczała się w pojęciu „Ty jesteś niczym, naród jest wszystkim”. A jeżeli tak, to samozwańczy czy wybrany przywódca narodu jest bogiem – on decyduje o prawdzie i nieprawdzie, i słuchać masz jego, a niewierność jemu jest niewiernością wartościom. Z tego wynikała cała filozofia SS, SA, Gestapo, wszystkich praktyk najpotworniejszych, o których tu nie ma co mówić, szczególnie na Ziemi Lubelskiej, bo są bardzo dokładnie z praktyki pokoleń poprzednich znane. To miało głębokie podstawy – jeżeli ty człowieku nie znaczysz nic, a jedynie rządząca partia sprawująca władzę totalitarną decyduje za ciebie i bez ciebie, no to skutki mieliśmy widoczne. W rezultacie takich zapatrywań i postaw, osoba ludzka została odarta z wszelkiej godności, a w końcu również i z wolności. Bo niby byli to nadludzie, a my byliśmy podludzie, ale ci nadludzie byli poddani upokarzającemu rygorowi niemyślenia, tylko posłuchu. A więc w gruncie rzeczy byli pozornie nadludźmi, a raczej odartymi z godności ludzkiej, czy o tym wiedzieli czy nie wiedzieli. Za nacjonalistę uważało się zawsze człowieka, który jest przekonany o tym, że jego naród jest czymś bezdyskusyjnie ważniejszym niż wszystkie inne narody, a on gotów jest to udowodnić w praktyce, nie cofając się nawet przed zbrodnią. Natomiast patriotą jest w moich oczach ten, kto jest gotów w potrzebie ponieść dla swojego społeczeństwa – tak jak dla swojej rodziny, regionu, przyjaciół, dla ludzi swojego myślenia, dla swojego narodu – ofiary.

Patriota rozumie, że wszystkie narody, wszyscy ludzie zasługują na szacunek, bo nie ma jako takich złych i dobrych narodów. Zdarza się złe lub dobre wychowanie, złe lub dobre prawdy wiary czy ideały, które kierują, kształtują społeczność, naród w danym momencie historycznym, w danym miejscu na świecie, i stąd mają w swojej historii społeczeństwa i narody ogromne wzloty, z których są dumne. Mają też upadki, z których też powinny mieć gotowość zrobienia wewnętrznego rachunku sumienia, choć niekoniecznie obnażania ran. Ale mieć poczucie, że tak jak w osobistym losie człowieka są wzloty i upadki, są grzechy i pokuta, tak jest i w losie społeczności ludzkiej – nie zawsze są zwycięstwa pod Wiedniem, w imię dobrej sprawy, nieważne czy politycznie bardziej lub mniej uzasadnione. Nie zawsze jest Curie-Skłodowska. Są i gangi, bandytyzm, korupcja, nepotyzm, świństwa. Chciałem tu przypomnieć, że w katolickim gimnazjum w Warszawie, dość narodowo zorientowanym, niejednokrotnie przytaczano mi słowa Romana Dmowskiego „Jestem Polakiem...” – to jest bardzo sławny tekst. W tym tekście zawarte jest stwierdzenie, że jestem Polakiem, mam prawo być dumny z takich i innych osiągnięć mego narodu. Ale również jest powiedziane, że nikczemności tego narodu, błędy, obciążają mnie. Ja muszę sobie zdawać z nich sprawę. O ile mogę być bardziej obojętny wobec upodlenia cudzej matki czy siostry, o tyle nikt z nas nie jest obojętny wobec upodlenia własnej matki czy siostry. A jeżeli ojczyzna jest dla nas matką, a nasi współobywatele są naszymi braćmi i siostrami, to ich upodlenie naturalnie – i to nie jest nacjonalizm – powinno mnie boleć bardziej niż abstrakcyjny każdy grzech na świecie. Bo każdy grzech jest złem. Ale, oczywiście, jeśli jestem bezpośrednim świadkiem czegoś, nie mogę temu zapobiec, dzieją się rzeczy straszne, i jeżeli to jest w mojej rodzinie, to wyrazem głębokiego patriotyzmu, ale nie nacjonalizmu, jest solidarność i próba przezwyciężenia zła, próba poprawienia, naprawienia, utorowania dróg; próba, żeby Polska była idealna, bo to jest moja Polska. Żeby moja rodzina, moje otoczenie, mój region, były lepsze – to jest moje pierwsze zadanie. Błąd popełniłby ten, który by zaniedbał własnych rodziców, własną rodzinę, a zajął się zbawianiem abstrakcyjnej ludzkości, o 10 tysięcy kilometrów stąd położonej. To i to jest potrzebne, ale pierwszy obowiązek, który nam dał porządek Boży, jest obowiązek wobec najbliższego otoczenia. I to jest ten patriotyzm. To jest autentyczny, zakorzeniony w nas patriotyzm.

Współczesny europejski patriota, pomny doświadczeń XX wieku, musi kierować się w ogóle życzliwością wobec ludzi wynikającą z pogłębionego humanizmu. Kiedyś człowiek, który był agnostykiem, ale z praktyki życiowej chrześcijaninem, Jan Józef Lipski, powiedział, że o ojczyźnie można mówić dopiero wtedy, gdy istnieje obok niej jakiś znany obcy kraj, nie-ojczyzna. Wtedy o jakości patriotyzmu świadczy stosunek i do obcych, i do swoich. Probierzem miłości do własnego kraju i narodu jest nasz stosunek do innych krajów i innych narodów. Czy my uważamy się za lepszych, czy też tylko za innych? Czy sądzimy, że nasza odmienność jest szczególną wartością, czy wychodzimy z założenia że z jakiegoś powodu przysługują nam specjalne prawa, przywileje? Czy też także dostrzegamy ciążące na nas obowiązki?
Jeśli my jesteśmy mocniejsi naszym uczuciem wobec otoczenia – patriotyzmem, to mamy większe obowiązki, zadania, to mamy umocnienie w tym, aby być lepszymi wobec ludzi i mamy – nie bójmy się tego słowa – misję i jakieś powołanie, które powinien odczuwać każdy kapłan, każdy nauczyciel, ale i człowiek w każdym innym zawodzie. To zawodowe, i życiowe powołanie. I tu widzę tę pogłębioną formę patriotyzmu. Świat wartości – w jego ramach chcemy rozważać problem ojczyzny – jest w przeważającej mierze, choć nie wyłącznie, światem wartości moralnych. Choć istnieją wartości materialne, przemysłowe, handlowe, czy inne, lub moralnie obojętne, ale mające wpływy na byt ludzi, na przykład wartości ekologiczne. Nie są one hierarchią jakąś objęte, ale pragmatycznym rozumieniem wartości. Świat wartości moralnych jest poza tym pragmatyzmem. My należymy do tego kręgu kulturowego, w którym najważniejsze pojęcia etyczne są ukształtowane przez chrześcijaństwo. I niezależnie od tego czy jesteśmy wierzący, za mało wierzący, czy w ogóle niewierzący, wszyscy zetknęliśmy się z przykazaniem miłości bliźniego – podstawowym wymogiem naszej kultury. My nie deprecjonujemy treści etycznych innych religii czy światopoglądów, ale stwierdzamy pewien fakt, że na naszym wychowaniu przez tysiące lat odcisnęło swe piętno chrześcijaństwo i jego podstawowe wskazanie etyczne. Nie ma dzisiaj godnego szacunku agnostyka, który powiedziałby, że lekceważy przykazania „nie zabijaj”, „czcij ojca swego”. To jest odniesienie do tradycji, zarazem i kult oparty o przykazania Boże. To katalog obowiązków wobec najbliższego otoczenia – czcij ojca i matkę – to bardzo niedużo, i bardzo dużo. Chyba nie ma dzisiaj na świecie i w całej euro-amerykańskiej cywilizacji i kręgu kulturowym narodów, ludzi którzy by twierdzili, że te wartości są nieważne i że nie należy tak postępować. „Nie zabijaj” – na to się powołuje dzisiaj bardzo wielu ludzi, a to przecież tylko dwa słowa.
Ani szowinizm ani przekonanie o nadzwyczajnej wielkości własnego narodu, ani ksenofobia, czy jakakolwiek inna postać nietolerancji wobec odmienności, czy religii, pochodzenia, światopoglądu; ani skrajny egoizm narodowy, nie są do pogodzenia z chrześcijańskim przykazaniem miłości bliźniego. Patriotyzm natomiast nie kłóci się z tym przykazaniem, podobnie jak nie kłóci się z tym przykazaniem szczególna miłość, jaką darzymy i powinniśmy darzyć własne rodziny. Miłość rodzinna nie powinna kolidować z miłością bliźniego, a miłość do członków własnego narodu musi być podporządkowana najwyższemu wymogowi miłości bliźniego. Patriotyzm ma swe źródło w miłości, i ku niej musi prowadzić. Wszelka inna postać patriotyzmu jest etyczną aberracją.

Patriotyzm oznacza umiłowanie tradycji, bo domaga się radykalnej dbałości o czystość i eliminowanie z praktyki życiowej negatywnych doświadczeń, opartych nawet o wiedzę o przeszłości, poszukiwania wniosków logicznych, moralnych z popełnionych błędów społecznych i własnych. Wymaga wysiłku intelektualnego, wysiłku osobniczego, w ramach pojęcia patriotyzmu i przywiązania do tej komórki najniższej, do środowiska, do rodziny. Wina, która płynie z błędnej oceny przeszłości, albo z utrwalania wyimaginowanych wyobrażeń, przemilczania ciemnych momentów własnej historii, a to się zdarza w służbie narodowej, i pychy; jest z pewnością z moralnego punktu widzenia mniejszą winą niż wyrządzenie bezpośredniego zła bliźniemu. Tak jak na pewno mniejszą winą jest niezapobieżenie zabójstwu niż udział w zabójstwie; ale jedno i drugie jest bardzo ciężką winą.

Zrozumiałe jest, że każdy się czuje związany w pierwszym rzędzie z własną ojczyzną, ale nie może to zamykać nas w ograniczonej wspólnocie. Coraz częściej mówimy o europejskiej rodzinie i wspólnocie, a w gruncie rzeczy o globalnej. Bo czy mieszkańcy Argentyny, Brazylii, Meksyku nie są z pnia latynoskiego hiszpańskiej kultury europejskiej okresu, kiedy zaczęła się historia tych państw kilkaset lat temu? Patriotyzmy tych krajów mieszczą się w patriotyzmie już nie europejskim, ale globalnym: jakimś wspólnym myśleniu o wartościach, które nas łączą. Myślę, że patrioci różnych krajów mogą się doskonale odnaleźć w takich ramach, i mogą nabrać duchowego znaczenia. Zobaczmy jakie postępy w procesie integracji zrobiły takie malutkie państwa jak Słowenia i Litwa. Są to małe państwa, a jak wszystkie rankingi i oceny wskazują, osiągnęły najwyższe wskaźniki w dziedzinie adaptacji i przeobrażeń ku życiu wspólnotowemu. Skąd się to bierze? Ja chcę wierzyć – być może jest to wiara zbyt optymistyczna – że częściowo z głęboko zakorzenionej łacińskiej, katolickiej tradycji tych narodów, i wiary znacznej większości obywateli tych narodów – pewien katalog wartości. To nie przypadek, że postęp w tych krajach następuje na naszych oczach, w ostatnich kilkunastu latach, szybciej niż w wielu innych krajach, mających większe zasoby materialne, lepsze banki, więcej surowców. Wartości jakieś powodują, że jest napęd do szukania tego, co można w tej wspólnocie osiągnąć, bo w ocenie europejskiej te narody zajmują czołowe miejsca. To jest wskazówka, że można być patriotą – bo na pewno Litwini i Słoweńcy są patriotami – i można nie czuć się oddalonym albo niechętnym wobec wspólnotowego myślenia o wspólnym interesie. W naszych czasach nie potrzeba nam ani panslawizmu, pangermanizmu, ani żadnych innych pan-uniwersalnych recept, bo uniwersalną receptę moralną dały nam Pismo Święte Starego i Nowego testamentu i tradycja, i jest to fundament dla ludzi nie tylko Kościoła rzymskokatolickiego.