|
Kongres 2000 - relacje prasowe
Jedna ziemia
Wielka Synagoga. Stała obok Zamku, dokładnie tam, gdzie dziś Aleja Tysiąclecia, budki z ubraniami i PKS. Została tylko tablica, nieduża kamienna płyta obrośnięta trawą, którą być może wypatrzy uważny przechodzień. To tu biło serce żydowskiej dzielnicy otaczającej zamkowe wzgórze. Wąskie uliczki, ciasne domy, gwar dzieci i śpiewne pozdrowienia „Shalom alechem!”. Świat z powieści Singera jeszcze 60 lat temu istniał naprawdę.
I z drugiej strony – kościół św. Michała – centrum chrześcijańskiego Lublina. Stąd wziął się pusty plac na Starówce, gdzie dziś przewodnicy przyprowadzają wycieczki, by pokazać najładniejszą panoramę miasta.
Polacy i Żydzi żyli obok siebie, dwie różne religie i dwa różne światy, które łączyła (bądź rozdzielała) Brama Grodzka, zwana wcześniej Bramą Żydowską.
16 września pamięć tych miejsc-symboli ożywił niezwykły happening.
Na swoim miejscu
Zimny, jesienny już wieczór. Na fundamentach kościoła farnego ustawiają się Polacy. Po drugiej stronie – Żydzi. Łączy ich szpaler ludzi, którzy stoją blisko siebie i trzymają świece. Mocny męski głos przez próbuje zorganizować narastający tłum; „proszę, aby wszyscy stanęli na swoich miejscach.” – Chyba każdy jest na swoim miejscu – komentuje starszy pan po stronie żydowskiej – skoro przyszliśmy tu być świadkami pojednania. „W tej bramie – ktoś przypomina starą chasydzką legendę – spotkało się kiedyś dwóch żyjących w konflikcie rabinów. Zablokowani przez wóz z drewnem, przeprowadzili wspaniałą dysputę. Dziś spotyka się pan Rabin z księdzem Arcybiskupem. Wprawdzie rabin ma do pokonania dłuższa drogę, ale przecież najważniejszy jest owoc”.
Obok stoją Żydzi, którzy ocaleli z Holocaustu: - Pierwszy raz możemy w Lublinie głośno powiedzieć, że tu mieszkaliśmy, że aż do Lubartowskiej w czasie wojny było getto, że zginęło tysiące naszych braci.
To spotkanie staje się okazją do zaleczenia dawnych ran.
- Szliśmy kiedyś przez Lublin z naszym przyjacielem z Izraela – wspomina pani Helena, która jako dziecko przeżyła wojnę – a jacyś młodzi ludzie krzyczą za nim „Jude raus!”. A on przez 10 miesięcy był w Oświęcimiu i układał trupy!
Wszyscy przyznają zgodnie – to ważna, historyczna chwila.
Jest godzina 20.15. Młody chłopak z telefonu komórkowego dzwoni do domu i po cichu tłumaczy: „Przyjdźcie pod Bramę Grodzką. Coś niesamowitego. Przyjdźcie to zobaczyć.” Na Alei Tysiąclecia ustaje ruch. Gasną latarnie. Ktoś przez megafon prosi, by zapalić świece.
ciąg dalszy
|
|
|