Europa wspólnych wartości: Chrześcijańskie inspiracje w budowaniu zjednoczonej Europy
Wykład prof. Krzysztofa Zanussiego przygotowany na uroczystość wręczenia doktoratu honoris causa KUL.


EUROPA DUCHA W KULTURZE INSPIROWANEJ EWANGELIĄ
(ciąg dalszy)

Odwołanie się do sukcesów cywilizacji materialnej jest najłatwiejszym sposobem dowartościowania kultury, z której ten sukces wyrasta. Nieustanna potrzeba kwestionowania wszelkich aksjomatów każe współczesnej Europie podważać znaczenie chrześcijaństwa nie tylko w jej dalszym rozwoju, ale także w całej jej historii. Kwestionowanie nie jest jeszcze błędem. Nie jest błędem pod warunkiem, że szukamy prawdy i nie stawiamy sobie z góry tezy, którą próbujemy udowodnić. Teza, że chrześcijaństwo uległo wyczerpaniu, że straciło siłę inspirującą w kulturze, jest niemożliwa do udowodnienia tak długo, jak długo są w świecie chrześcijanie. Wielki rosyjski artysta najmłodszej dyscypliny, jaką jest sztuka obrazów i dźwięków, Andriej Tarkowski, powiedział z wdziękiem, że ludzkości nie grozi tak bardzo zagłada atomowa jak to, że umrą ostatni ludzie wiary, a wraz z nimi skończy się cała kultura Europy. Tarkowski był niewątpliwie przedstawicielem „wschodniego płuca” kultury Europy, tego płuca, które niżej ceni rozum aniżeli wiarę, nie ufając, że rozum na drodze do prawdy musi rozpoznać Boga. Zapatrzony w proces laicyzacji Zachodu i wiedząc, jak skutecznie zlaicyzowano Wschód Europy, Tarkowski żywił obawę, że Europa mogła sięgnąć końca. Miał przy tym wizję zwycięstwa apokaliptycznej barbarii, która oparta na zdobyczach techniki, położy kres Europie ducha. Dysproporcja między rozwojem materialnym a duchowym niepokoi wielu myślicieli i gnębi wielu artystów. Praktyczne konsekwencje tej rozdzierającej dysproporcji rozumieją nawet politycy, myślący w porządku spraw realnych. Nawet najwyżej rozwinięta technologia nie jest gwarancją przetrwania żadnej cywilizacji, nie jest też rękojmią jej zdolności do reprodukcji i obrony. Jeśli dziś cywilizacja Europy odsłania przed nami perspektywy depopulacji kontynentu, jeśli komfort życia powoduje, że ludności Europy ubywa, a niewygoda rodzicielstwa sprawia, że wśród zamożnych Europejczyków nie ma dzieci, to nie tylko demograf, ale i polityk musi spytać, czy nasza cywilizacja ma rzeczywistą wolę trwania i rozwoju, czy też doszła już do swego kresu, wyczerpała się i pragnie śmierci. Rozwój duchowy, który miałby iść w parze z rozwojem materialnym, powinien przewidzieć coraz większy stopień altruizmu wśród ludności, coraz większą skłonność do działania z pobudek wyższych, a nie niskich, coraz większą zdolność do poświęceń i do bezinteresownych działań. Czy mamy w polu naszych dzisiejszych obserwacji przesłanki, żeby twierdzić, że następuje taki proces? Czy mamy powód, by cieszyć się z faktu, że wiele odruchów i obyczajów, które dzisiaj uważamy za barbarzyńskie, ludzkość Europy odrzuca. Zrezygnowaliśmy z kary śmierci, tortur, nie pozwalamy, by ktoś umierał z głodu, nie tolerujemy uprzedzeń rasowych i wspieramy wszelkich pokrzywdzonych i kalekich, którzy w niczym nie są winni swojego losu, i tych, którzy są winni, jak na przykład narkomani. Czy jesteśmy przez to wiele lepsi od naszych przodków, którzy budowali zwycięstwo Europy, popełniając niezliczoną ilość przestępstw, choćby takich jak kolonializm? A jeżeli rzeczywiście czujemy się lepsi, to co dalej? Jaki model doskonałości moralnej proponuje nam dzisiaj kultura, jakie drogi rozwoju duchowego zaszczepia w nas dzisiaj sztuka? Czy nasza cywilizacja umie przedłużyć wizję, na której została zbudowana?
Nie odpowiem w moim wykładzie na tak postawione pytanie. Może nawet tego pytania nie postawię w obawie, żeby nie utonąć w retoryce, która staje się pustosłowiem. Wspomnę natomiast (jeśli nie zapomnę, improwizując przed Państwem, bo do tego mnie zobowiązuje mój tytuł profesora komunikacji społecznej, która jako dyscyplina nie zachęca do czytania, w czasach Internetu, raz napisanych wykładów). Spróbuję natomiast wpleść w tok moich wywodów zasłyszaną kiedyś metaforę dotyczącą chińskiego muru. Mur ten był w swoich czasach niedoścignioną w swej doskonałości technologicznej inwestycją, która miała zapewnić Chińczykom obronę przez najeźdźcami. Nikt w historii muru nie pokonał, a jednak najeźdźcy wielokroć wdarli się przezeń do Państwa Środka. Nigdy nie zawiodła technologia. Zawodził czynnik ludzki. Obrońcy o niskim morale poddawali się sile przekupstwa i otwierali bramy. Chin nie udawało się obronić mimo muru, który był zaporą doskonałą.
Czy cywilizacja europejska załamie się podobnie jak niegdyś Państwo Środka? Rozkładając kiedyś naszą cywilizację od środka, teoretyk rewolucji Włodzimierz Uljanow Lenin twierdził, że przegniły moralnie kapitalizm sprzeda rewolucji sznurek, a rewolucja go na nim powiesi. Ta przekonująca przepowiednia okazała się wciąż mają siły żywotne, by promieniować na całą planetę. Czy te siły żywotne okażą się trwałe bez inspiracji, z której kiedyś się zrodziły? Bez judeochrześcijańskiej wizji, która jest nie tylko źródłem tradycji, z której wyrosły i prawa człowieka i ideały wolności, ale może być, i ufam, że będzie, inspiracją dla przyszłych pokoleń, które znajdą dla niej wyraz w świecie, jaki nastąpi po informatycznej rewolucji i ekologicznej transformacji, po genetycznej eksplozji i po podboju kosmosu (myślę tu skromnie jedynie o naszym układzie planetarnym). Pytanie o przyszłość kultury i Europy jest pytaniem o przyszłość Ewangelii. Wierzę, że odpowiedź nie powinna i nie musi być pesymistyczna.